derf
Administrator
Dołączył: 19 Cze 2005
Posty: 1600
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Śro 2:58, 07 Cze 2006 Temat postu: Allman Brothers Band - Eat A Peach |
|
|
Allman Brothers Band - Eat A Peach
Skład: Duane Allman – g; Gregg Allman – voc, org; Dickey Betts – g; Berry Oakley – b; Butch Trucks – dr, timbales, maracas; Jai Johanny Johanson – dr, co
Produkcja: Tom Dowd
Po śmierci Duane’a Allmana nasunęło się pytanie: czy zespół może istnieć bez niego i – co istotniejsze – pozostać Allman Brothers?... Okazało się, że może. Mało tego: nadal potrafi wspiąć się na artystyczne wyżyny. Choć z odpowiedzią na powyższe tu pytanie należałoby się wstrzymać. Większość albumu Eat A Peach powstała bowiem z udziałem Duane’a.
Mimo to płyta przede wszystkim świadczy o tym, jak wielkimi skarbami zespołu byli Dickey Betts i Gregg Allman. Tak wielkimi, że chwałę Allman Brothers zdołali nie tylko udźwignąć, ale i kultywować. No, ale bądźmy szczerzy: to przecież oni, nie Duane, byli twórcami całego repertuaru Allman Brothers. To głównie oni napędzali tę niesamowitą maszynę... Wydaje mi się, że środowisko dziennikarzy i promotorów przesadziło nieco z wizerunkiem Duane’a Allmana jako lidera, mózgu zespołu i czołowego instrumentalisty. Grupa miała w swoich szeregach dwóch genialnych gitarzystów, a jednak do dziś faworyzowany jest Duane. Jednego okrzyknięto jednym z najwybitniejszych gitarzystów naszego globu, a o drugim mówi się co prawda ciepło, ale niewiele. Chyba trochę niesprawiedliwie. Nie chcę tu nic ujmować naprawdę boskiemu Allmanowi. Sądzę jednak, że proporcje są nieco zachwiane.
Wróćmy jednak do płyty. Osobnego omówienia wymaga Blue Sky... Countryrockowy majstersztyk. Śpiewana przez Bettsa przeurocza ballada, której największą atrakcję stanowią gitarowe opowieści wypełniające środkową część. „Narrację” prowadzi Dickey, a Duane dołącza w najciekawszych fragmentach. Cóż za inwencja melodyczna, lekkość, płynność, miękkość, klarowność, wyczucie!... Blue Sky zapoczątkowało serię specyficznych allmanowskich „kantrówek”. I zarazem stanowi najbardziej udaną pozycję tej serii. Jeśli ktoś nie lubi country, niech posłucha Blue Sky, gwarantuję, że polubi.
Nic również nie brakuje innej balladzie Mellisa, która pięknie „snuje się” w błogim nastroju rozleniwienia, rozmarzenia. Z kolei w instrumentalnym Les Brers In A Minor znów mamy formę jam session, z brawurową partią basu i znów (który to już raz?!) z kapitalnymi unisonami
gitar. Płytę otwiera zaś przebojowy Ain’t Wastin’ Time No More, o ile słowo „przebój” w ogóle pasuje do nazwy Allman Brothers.
Warto dodać, że album zadedykowany jest – dopiero co tragicznie zmarłemu – Duane’owi. I większość utworów jeszcze zdobi jego gitara. Przede wszystkim Mountain Jam, One Way Out i Trouble No More. To jeszcze echa niezapomnianych koncertów w Fillmore East. Wspaniały suplement do poprzedniego albumu. Łabędzi śpiew i niekończący się popis. Szczególnie w ponadpółgodzinnym Mountain Jam, gdzie zespół rozwinął temat ballady Donovana There Is A Mountain. We właściwym dla siebie stylu.
Marcin Gajewski
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
|
|