derf
Administrator
Dołączył: 19 Cze 2005
Posty: 1600
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Śro 1:31, 11 Paź 2006 Temat postu: King, B.B. - Deuces Wild |
|
|
King, B.B. - Deuces Wild
If You Love Me; The Thrill Is Gone; Rock Me Baby; Please Send Me Someone To Love; Baby I Love You; Ain’t Nobody Home; Pauly’s Birthday Boogie; There Must Be A Better World Somewhere; Confessin’ The Blues; Hummingbird; Bring It On Home To Me; Paying The Cost To Be The Boss; Let The Good Times Roll; Dangerous Mood; Keep It Coming; Cryin’ Won’t Help You Babe; Night Life
Skład: B. B. King – g, voc; Van Morrison – voc, Tracy Chapman – voc; Eric Clapton – voc, g; Mick Hucknall – voc; Bonnie Rait – voc, g; D’Angelo – k; Jools Holland – p; Dr John – voc; Marty Stuart – g; Dionne Warwick – voc; Zucchero – voc; Joe Cocker – voc; Heavy D – voc; David Gilmour – g; Paul Carrack – voc; Willie Nelson – voc; The Rolling Stones i inni
Produkcja: John Porter, Chris Lord-Algene
Startujemy z wysokiego pułapu. Jedno spojrzenie na listę osób świadczących swe usługi na tej płycie i można już zapiąć pasy. Jazda powinna być przednia. I rzeczywiście, jest.
B. B. King co i raz otacza się znanymi, lubianymi, wspaniałymi muzykami. Można chyba powiedzieć, że to oni lgną do niego, a nie odwrotnie. Mało tego: ten artysta nawet jeśli zaprosi do studia całą plejadę gwiazd (jak uczynił tym razem), to i tak nikt go nie przyćmi, to i tak on skupia niemal całą uwagę. Mało tego: niekiedy jego osoba dość istotnie oddziaływuje na innych. Na przykład na Deuces Wild bluesowość króla udzieliła się Zucchero i Dionne Warwick. Bluesowo prezentują się również Stonesi i Joe Cocker. Natomiast Mick Hucknall (Please Send Me Someone To Love) i Van Morrison (If You Love Me) pozostali soulowi. Duety, które B.B. King tworzy z poszczególnymi tuzami, wypadają bardzo różnie. Bywają wspaniałe (Thrill Is Gone z Tracy Chapman, If You Love Me z Vanem Morrisonem, Baby I Love You z Bonnie Raitt). Ale bywają cokolwiek kontrowersyjne, żeby nie powiedzieć szokujące. Mam na myśli Rock Me Baby z udziałem Claptona i z... żałosną sztuczną perkusją. To jest zresztą tendencja, która ostatnimi czasy bardzo mnie denerwuje, a która, co gorsza, jest coraz wyraźniejsza. Mianowicie zanik prawdziwych instrumentów obsługiwanych przez prawdziwych żywych muzyków, którzy mają duszę i osobowość na rzecz wynaturzonych syntetycznych urządzeń, które rzekomo zapewniają nowoczesność (jak ja nie znoszę tego słowa!). No ale niech tam, powiedzmy, że w muzyce pop takie zabiegi mają rację bytu. Natomiast już w bluesie, gdzie ponad wszystko liczą się emocje i autentyczność wypowiedzi, sztuczna perkusja brzmi po prostu żenująco. Ale cóż, wielcy artyści mają to do siebie, że czasem im odbija. Może bez tego nie byliby wielcy...
Na szczęście tak się dzieje tylko w jednym utworze. Reszta płyty wypada tak, jak można było oczekiwać.
MARCIN GAJEWSKI
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
|
|